Bonjour!
Całkiem nie dawno byłam na turnieju we Francji a dokładniej w Nancary. Mieszkaliśmy w domach francuskich rodzin. Teraz opiszę Wam cały wyjazd.
Oczywiście pierwszy dzień to dojazd od Francji. Ja z moją koleżanką byłyśmy najstarsze (13lat), reszta ekipy to nasi młodsi koledzy i trenerzy. Miasteczko nie było zbyt duże, ale za to jakie piękne! Na prawdę; wszędzie kwiaty; pastwiska i soczysta zieleń! A domki?- Cudne, wszystko było zbudowane w jednym uroczym stylu. Warto zobaczyć.
Śniadanie we francuskim domu:
Śniadanie we francuskim domu:
Francuzi piją z misek, tak przynajmniej było u nas. Kakao rano piliśmy z misek a nie z kubków jak u nas, nie do końca wiedziałam czemu dali nam kakao w misce, ale jak zobaczyłam, że pani pije kawę z miski ogarnęłam o co chodzi. Śniadanie było na słodko: croissanty, bułeczki z rodzynkami, konfitura, bagietki, herbata, kawa i inne-mniam. Wszystko było ładnie podane i brałyśmy to na co miałyśmy ochotę. Zdziwiłam się też tym, że cukier był przechowywany w kartonie jak na mleko o.O
Na hali:
Poza treningami i samymi zawodami, w drugim pomieszczeniu na sali mieliśmy wspólny obiad i deser. Rodzice francuskich dzieci przynosili napoje i przysmaki. Jadłam przepyszną lazanię, zapiekankę i "serową tarte" (nie wiem jak to nazwać). Wszystko to było oczywiście ze wspaniałymi serami. Chyba w te cztery dni zjadłam więcej niż przez dwa tygodnie :D Moim zdaniem nic nie zastąpi tych potraw!
Rozmawialiśmy głównie po angielsku. Nie wiem czemu mam jakąś dziwną "blokadę" przed rozmawianiem z Francuzami po angielsku... Po prostu mam wrażenie, że oni nie rozumieją co ja do nich mówię.
Jeśli chodzi o sam truniej to zdobyłam II miejsce :D :D :D Mega się ciesze!
Bajo, bajo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz